A dr. Janek powiedział, że widzi światełko w tunelu i...

 ... nie jest to pociąg :0)

Miałam wyjątkowe szczęście, że na karetkę czekałam tylko godzinę (szczęście, ponieważ trzy dni wcześniej czekałam 5 godzin), przyjechała do mnie fantastyczna ekipa ratowników medycznych, Duży Jurek, Przeurocza Marta i Marcin kierowca :0) Badania, ocena, kwalifikacja, saturacja 86%... astma. Pozytywny wynik testu na Covid-19. Szpital. Najbliższy. Szaserów. Pięć godzin oczekiwania w karetce z maską z tlenem na twarzy. Ratownicy cały czas monitorowali, jak się czuję, myślę, odpowiadam, oddycham. Jeszcze jedna karetka i my....
Po kolejnej godzinie zmiana planów. Nie ma miejsca. Jedziemy do Międzylesia. Tam właśnie otwierają "nowy" oddział Covidowy. Sygnał. Pedał. Jedziemy. Kierowca od dwóch godzin pracuje po zmianie, po godzinach. Ale to nie jest dla nich ważne. Nawet jak mnie odstawią, to nie koniec. Trzeba odstawić ekipę, zdezynfekować całą karetkę, sprzęt, odkazić ratowników. Przygotować na kolejny przypadek.
Odstawili mnie pod drzwi izby przyjęć i wszyscy troje życzyli zdrowia. 
Cudowni Ludzie.
Niesamowicie zmęczeni, a mimo tego ogromnie zaangażowani w pomoc innym, robią co mogą i naprawdę cieszą się choć najmniejszym postępem pacjenta. Trudno oczywiście o takim pisać w drodze do szpitala, gdy niedotleniony chory nie rozumie, co się dzieje.
Moi Super Ludzie!
Nigdy ich nie spotkam.
Nie mam pojęcia jak wyglądają.
❤️ DZIĘKUJĘ BARDZO ❤️
choć nie ma na świecie takich słów, by wyrazić co czuję 
❤️ DZIĘKUJĘ ❤️

***
MIĘDZYLESIE
Szpital specjalistyczny, oddział Covidowy. Nówka sztuka, nieśmigana. Otwary 18 marca. Ja trafiam na oddział nocą z 18 na 19 marca.
Po badaniach, RTG klatki, z maską tlenową na twarzy...
I tu dopiero się zaczyna.
Lekarze, pielęgniarki, ratownicy, sanitariuszki, opiekunki medyczne, pomoce, salowe. Kocioł.
Krew, tlen 9l/m, saturacja 89%, 90%... Rośnie. Myślę. Jestem. Mroczki. Duszno. Słabo. Poty. Boże dlaczego ją się tak pocę. Tlen. Oddech. Powoli. Powolutku. Spokojnie. Jestem pod bardzo dobrą opieką. Nie skrzywdzą mnie. Pomagają. Tlen. Sen. Nie. Nie ma szans. Co chwila ktoś wpada, sprawdza saturację. Pani Moniko? Jak się pani czuje? Czy potrzebuje pani czegoś? Nie wiem, o której zasnęłam. Ile spałam. Rano, od 5:00 kocioł, badania, kroplówki, lekarze na każde wezwanie, pielęgniarki, opiekunki. Ludzie się duszą. Jęczą. Kaszlą. Płaczą. A cały! Personel w pełnej gotowości, z ordynatorką na czele, przy pacjentach. Na posterunku.
Nie mam pojęcia, kto jest kto. Dr. Ewa, Fredzia, Śnieżka, Larysa, dr. Janek, Paulina, dr. Duda (ordynator), Mariola... Wszyscy w białych kombinezonach, maseczkach, przyłbicach, okularach. 
Badania. Badania. RTG klatki piersiowej, USG tętnic płucnych, TK z kontrastem, wymazy, wyniki, omówienie każdego! przypadku oddzielnie. Powrót do pacjenta. Konsultacja. Kolejne badania. Wszystko trzeba sprawdzić. I wszystko sprawdzają. Wszystko! Włącznie z konsultacją ginekologiczną. Nie ma ani jednej dziedziny, którą by pominęli. Wystarczy najmniejszy szczegół w badaniach, który mogłby zaniepokoić lekarza prowadzącego i natychmiast zlecane jest badanie. Jeżeli nie ma możliwości zrobienia na miejscu, pacjentów przewozi się błyskawicznie, w pełnym zabezpieczeniu, z tlenem, w tubach, na badania. Śluzy. Tunele. Windy. S-F w pigułce. Nie do wyobrażenia...

***

W dziewiątej dobie odkrywam, jak leżeć na brzuchu, by prócz tlenu ze ściany, czerpać "przyjemność" z leżenia i korzystania z własnych umęczonych płuc przy zminimalizowanym odczuwaniu ciągłego bólu w klatce piersiowej. 
By móc skupić się tylko na oddychaniu. 
Wdech-wydech, wdech-wydech...
Coś, co każde stworzenie na ziemi, robi automatycznie od chwili narodzin, mnie sprawia ból i wysiłek, ogromny wysiłek.

***

A w domu.
Mąż, dzieci.
Wszyscy mają objawy.
Ja walczę tu - oni tam.
Nie rozmawiamy.
Nie mogę.
Każda próba wydobycia głosu z krtani kończy się atakiem kaszlu. Dusznością i próbą wyrównania oddechu.
Wysiłek związany ze zmianą pozycji na łóżku, jest tak ogromny, że muszę odpocząć po każdej próbie.
Ba!
Są jeszcze "ośmiotysięczniki"!
Którymi ja mogłam się cieszyć. Tak cieszyć.
"Ośmiotysięcznik", to nic innego jak "wyprawa w góry, bez tlenu" w celu tak prozaicznym i obrzydliwe przyziemnym, jak skorzystanie z toalety o własnych siłach.
Moje sąsiadki z sali nie miały tyle szczęścia. Mimo pełnej! świadomości umysłowej, zdane były na Pampersy. 
Wmawiałam im, że mi łatwiej, że ja je oszukuję, bo jestem astmatykiem i wzmacniam się sterydami. Nie wiem komu to "kłamstwo" bardziej pomagało, ale za każdym razem udawało mi się z tych gór, o własnych siłach wrócić do łóżka, do maski, do tlenu.

***

Ale nie odpuszczam.
Nagrodą za wysiłek będzie powrót do domu. 
Do dzieci. 
Do męża.
Do moich.
Wiem, że to nie koniec.
Walka dopiero się zaczyna.
Nikt jeszcze nie wie jakie będą konsekwencje choroby. Mojej i moich bliskich. Nie wszyscy przechorowaliśmy. Dzięki Bogu! Moje dzieci (prócz domowników), są zdrowe. Tylko dzięki nim przetrwaliśmy najtrudniejsze dni.

***
Jestem już w domu.
Wszyscy dochodzimy do siebie. 
Patrząc z przerażeniem na plac zabaw, na którym beztrosko, nieświadome zagrożenia, ufne dzieci bawią się radośnie, pod "czujnym okiem" ludzi, rodziców, opiekunów... 
Tzw. dorosłych, odpowiedzialnych ludzi.

Bez komentarza!
Każdy odpowiada za swoje czyny!
Nie ma wyjątku!
Nic w przyrodzie nie ginie!

***

DZIĘKUJĘ CAŁEMU PERSONELOWI MIĘDZYLESKIEGO SZPITALA SPECJALISTYCZNEGO, A W SZCZEGÓLNOŚCI WSZYSTKIM PRACOWNIKOM ODDZIAŁU COVIDOWEGO!
❤️
PANI ORDYNATOR
DR. JANKOWI
DR. EWIE
DR. ULI
DR. "MUTANTOWI"
LEKARZOM
PIELĘGNIARKOM
ŚNIEŻCE
FREDZI
ULI
LARYSIE
PAULINIE
LESI
WSZYSTKIM OPIEKUNKOM MEDYCZNYM
SALOWYM
RATOWNIKOM MEDYCZNYM
WOLONTARIUSZOM
LUDZIOM
❤️

***

Na sali byłyśmy trzy.
Niestety jedna z nas już nie wróci do domu, nie wróci do rodziny, dzieci, męża.

Mimo ciężkiej walki jaką z całych sił toczyli lekarze...
Nierówną walkę, jaką Ona toczyła, każdego dnia i nocy, przez przerażająco długich 13 dni...
 jej organizm nie dał rady...
cudowna, dzielna, ciepła kobieta...

wczoraj...

DANUSIA ODESZŁA

[*] [*] [*]


Komentarze

  1. Przerażajace to wszystko o czym piszesz. Życzę Ci szybkiego i dobrego powrotu do zdrowia , sił. Uważaj na siebie i bliskich. Trzymaj się ciepło Moniczko 😍

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia Ci życzę :) I wszystkiego najlepszego z okazji świąt :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niby o tym wszystkim co napisałaś wiemy, czytałam wielokrotnie o przechorowaniu Covid-a. Jednak twoja historia wbiła mnie w kanapę. I cieszę się, że ma dobre zakończenie. I niesamowite, że spotkałaś na swojej drodze , ludzi, którzy ci pomogli. Trzymam kciuki za waszą rekonwalescencję, za powrót do zdrowia. Ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja droga, moja szwagierka jest pielęgniarka na takim oddziale, więc wiem jak to jest i martwi mnie beztroska ludzi. Wracaj szybko do zdrowia i do nas 😘

    OdpowiedzUsuń
  5. Kilka dni temu wysłuchałam bardzo podobnej historii przez telefon. Obyś i Ty wróciła do pełni zdrowia. I Twoi bliscy. Niech ten horror wreszcie się skończy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Współczuję tej strasznej choroby, moi domownicy też ją przeszli. Na szczęście w miarę dobrze, w domu. Wiem jak to jest co chwilę sprawdzać temperaturę, saturację i oddech bliskich osób. Tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć. Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego, co musiałaś czuć Moniko w tej masce pod tym tlenem i sama w szpitalu bez możliwości kontaktu z bliskimi. O podróżowaniu karetką nie wspomnę. Ja miałam to szczęście, że mając dwie chore osoby w domu nie zachorowałam. pewnie dlatego, że byłam zaszczepiona. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo zdrówka Tobie Moniko i Twoim bliskim.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, Moniko, że dopiero teraz piszę parę słów... przeżyłam naprawdę trudne chwile...Rozumiem i wiem, co czułaś i przeżywałaś! Co przeżywała cała Twoja Rodzina! Nie ma dobrych i odpowiednich słów...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tuch Beatrice

Kapcie sobie zrobiłam...

Rękoczyn nr: 310 (15/2023) RĘKAWY Z DEKOLTEM ;0))