Miralda Shawl z... nutą gotyku ;o)
To kolejne estońskie szaleństwo ;o) proste i nieskomplikowane, ale za to efektowne i dające ogromną satysfakcję z wykonania ;o) pomimo całego mnóstwa nupków, które kiedyś, na samą myśl, powodowały u mnie ciarki, wysypkę i koklusz ;o))) dziergało mi się z przyjemnością relaksacyjnie, prawie z namaszczeniem, powolutku i... szydełkiem w zębach ;o) Oczywiście, żeby tradycji stało się za dość nabyłam (uprzejmie zresztą osobiście), włóczki dwa razy więcej niż było potrzebne ;o) Ale tak to jest, jak konsultuje się wyliczenia z jedynym uznanym "matematykiem" o poziomie (nie)wiedzy podniesionym do ², pomijając totalny brak wyobraźni algebraicznej ;o) Wyjaśnię, żeby nikogo nie urazić - mam na myśli siebie :o))) Z napoczętych motków włóczki dorobię sobie, tradycyjnie, parę mittenek ;o) a nienaruszone motki będą nabierały mocy urzędowej, starannie spakowane i schowane w pudle :o) Miralda jest leciutka i cieplutka :o) Prócz estońskieg